Śniadanie króla, obiad księcia, kolacja żebraka? Rozprawiamy się z mitami o proporcjach posiłków w ciągu dnia.

Śniadanie króla, obiad księcia

Kto z nas nie słyszał starego porzekadła: “śniadanie jedz jak król, obiad jak książę, a kolację jak żebrak”? Muszę przyznać, że choć brzmi to dość sensownie, to jednak przez lata eksperymentów kulinarnych i żywieniowych zdałem sobie sprawę, że tak prosto nie jest. Każdy z nas jest inny i nie da się wszystkich wrzucić do jednego worka.

Pierwsze śniadanie jest dla mnie najważniejsze. Już od czasów studenckich miałem rytuał przygotowywania obfitego śniadania. Pamiętam, jak budzik dzwonił o 6:30, a ja zrywałem się z łóżka, żeby przygotować sobie grzanki z awokado, jajka i oczywiście kubek mocnej kawy. Dawało mi to energię na cały poranek. Ale nie wszyscy są tacy jak ja. Znam ludzi, którzy potrzebują tylko banana i jogurtu, a i tak są gotowi do działania.

Obiad jak książę

Obiad to dla mnie pora na solidne tankowanie. Przyznam, że kiedyś mocno trzymałem się zasady, że obiad musi być największym posiłkiem dnia. Z biegiem lat zauważyłem jednak, że zbyt obfite obiady mnie usypiają. Teraz raczej stawiam na zrównoważone porcje, które nie powodują, że po półtorej godzinie zaczynam przysypiać nad klawiaturą.

Z drugiej strony, niektórzy znajomi wręcz celebrują swój obiad niczym ucztę książęcą. Jedna koleżanka z pracy co piątek zamawia lunch z ulubionej restauracji – zawsze mówi, że to jej sposób na przetrwanie tygodnia. I wiesz co? Nie ma w tym nic złego, każdy znajduje własne podejście do posiłków.

Kolacja żebraka?

Ah, kolacje – to jest temat rzeka! “Kolacja jak żebrak” kompletnie nie wpisuje się w moje codzienne praktyki. Dla mnie wieczór to czas, kiedy mogę eksperymentować z nowymi przepisami i delektować się spokojnym posiłkiem. Nie oznacza to, że przesadzam z ilością. Staram się, żeby kolacja była lżejsza, ale musi być smaczna!

Są osoby, które wieczorem faktycznie ograniczają posiłki do minimum, ale ja po prostu nie potrafię zasnąć głodny. To nie znaczy, że muszę się objadać, ale też nie będę cierpieć. Moja rada? Słuchaj własnego ciała, ono dobrze wie, czego potrzebuje.

Co z tymi proporcjami?

Podsumowując, życie nauczyło mnie, że zasady żywieniowe są bardziej elastyczne, niż się wydaje. “Śniadanie króla, obiad księcia, kolacja żebraka” może dla niektórych działać, ale najważniejsze to wsłuchać się w potrzeby własnego organizmu. Każdy z nas inaczej reaguje na różne proporcje jedzenia w ciągu dnia.

Eksperymentuj, próbuj nowych rzeczy, ale przede wszystkim znajdź własny rytm. To, co działa na mnie czy na Twojego znajomego, niekoniecznie będzie odpowiednie dla Ciebie. Najważniejsze to czerpać radość z jedzenia i dbać o swoje samopoczucie. Na zdrowie!